środa, 14 października 2015

6

Kiedy wczoraj wyszłam z domu koło 7 rano i poczułam mroźne, pachnące trawą i wilgotne powietrze uderzyło mnie ja wiele się zmieniło przez ten rok. Ten zapach, choć piękny na wsi, kojarzy mi się z depresją, smutkiem, porankami, kiedy nie miałam siły podnieść się z łóżka, kiedy co rusz popadałam w apatię i senność, byłam zakompleksiona i zastraszona. A dziś nabieram tego powietrza w płuca z przyjemnością, unoszę głowę, uśmiecham się, idę sprężystym, pewnym, kobiecym krokiem. Cieszę się pięknem świata. Dziękuję Bogu za każdą chwilę szczęścia i zdrowia.
Nie wiem czy to dzięki orzechom (magnez, polecam), czy jodze, czy zerwaniu toksycznego związku, czy kontaktom z chłopakiem, który pomógł mi w końcu uwierzyć w siebie. I jasne, że nie jest idealnie. No bo wciąż jestem samotna i rzadko potrafię sobie z tą samotnością radzić. I nie ma kogo przytulić, a to przykre. Chciałabym wrócić do Kościoła, bo czuję, ze brak mi Boga, ale wyżej wspomniane kontakty z owym chłopakiem mi w tym nie pomagają (za miesiąc się zobaczymy, więc wszystko się już - oby wyjaśni). No i napady trwają w najlepsze (acz dziś nad sobą panowałam zupełnie dobrze). A do tego utraciła telefon i znów opuściłam się w szkole..
Ale przecież w domu jest tak przytulnie. I tak ładnie na zewnątrz. Przecież można wypić kawę. Można spotkać się czasem z Olą i pośmiać ze znajomymi w szkole. Można puścić ulubioną piosenkę i śpiewać. Można wziąć prysznic. Można spać. Jest całkiem przyjemnie, miło. Czemu mam z tego rezygnować na rzecz zmartwień? Ze spokoju. Przecież wciąż żyję. Pomimo tylu chwil, kiedy wydawało mi się, że moje życie jest zniszczone, do niczego, beznadziejne, nic nie warte, nie ma sensu, że już go nie chcę. Ale życia nie da się tak łatwo zniszczyć. Dopóki oddycham nic nie jest zniszczone. Może coś stracę, ale coś innego uzyskam. Może nie chodzę do świetnej szkoły, o której marzyłam, ale mam tylu fajnych znajomych i dobrych nauczycieli, których warto było spotkać. Może nie mam chłopaka, ale za to kilku świetnych kumpli. Może nie jestem szczupła i piękna, ale za to ile teraz wiem o swoim zdrowiu i ciele! Może ostatnie 2 lata nie były szczęśliwe, ale doświadczyłam tyle, że teraz wiem, że choćbym znalazła się na dnie, to nigdy całkiem się nie złamię. Bo taka jestem silna.


2 komentarze:

  1. Świetny post :) od razu motywuje i nie pozwala się załamywać ^^ Najważniejsze to iść dalej pomimo różnych trudności :D Dziękuję za motywację i pozdrawiam ♡

    OdpowiedzUsuń
  2. Aaa <3 dziękuję Ci za to co czytam :) każdy dzień jest dla nas jakimś doświadczeniem, teraz kwestia jest to, jak go wykorzystamy i zrozumiemy. Widzisz, nie ważne jacy jesteśmy fizycznie, ważne jak do tego podchodzimy psychicznie i jak chcemy to wykorzystać kolejnego dnia, tygodnia czy miesiąca. A co najważniejsze - Bóg czeka na Ciebie z otwartymi rękami zawsze :) więc nie zwlekaj by i on nie musiał się dłużej martwić :*
    Kocham taką pozytywną aurę bijącą z tego prosta a za razem od Ciebie :) i cieszę się ze tu zajrzałam mimo że tak dawno napisałaś ta wiadomość. Wracaj szybko <3

    OdpowiedzUsuń